<< >> Tubular Bells III
(1998) 

Dyskografia -->
Teksty

Strony wyżej:
Dzieła
Strona główna

Kiedy Mike wprowadzał się na Ibizę, mówił, że to początek nowej ery w jego życiu, która z  pewnością będzie lepsza i bardziej pogodna. Gdy dwa lata później wracał stamtąd w popłochu, twierdził dokładnie co innego, ale już nie był sam: towarzyszyła mu nowa dziewczyna Miriam i materiał na nową płytę, która miała być trzecią z serii jego "rurowych" produkcji: Tubular Bells 3. Płyta od początku wywoływała spore kontrowersje, głównie z powodu jej fragmentu zamieszczonego na jubileuszowej składance XXV- The Essential, który kojarzył się dość jednoznacznie ze stylem techno. Czekano więc na premierę, nie wiedząc czego się spodziewać. Pod koniec sierpnia '98 roku okazało się, że Oldfield zaskoczył wszystkich, prezentując materiał bardzo różnorodny.
    Płyta nie ma zbyt wielu punktów stycznych z oryginalną kompozycją z 1973 roku. Otwiera ją świst wiatru i lekki, szumiący motyw, który będzie nam towarzyszył aż do końca. Zaczyna się Source Of Secrets, gdzie fortepianowy temat z Tubular Bells, na tle dyskotekowego rytmu, miesza się z kobiecym wokalem oraz dźwiękami łkającej gitary Mike'a. Pod koniec utworu słychać charakterystyczny finał gitarowy, który przechodzi w łagodną impresję The Watchful Eye. Z kolei Jewel In The Crown przypomina nieco nastrojem The Songs Of Distant Earth - jest to utwór pierwotnie przeznaczony na ścieżkę dźwiękową do projektu wirtualnej rzeczywistości wg Oldfielda. Rockowo brzmi Outcast, jakby odpowiednik Sunjammera z drugiej wersji Dzwonów. Echa pobytu na Ibizie słyszymy w Serpent Dream ("często siadałem i grałem sobie flamenco"). W nieco podniosłym The Inner Child swym głosem emanuje Rosa Cedron z zespołu Luar Na Lubre. Piosenka Man In The Rain, pierwotnie planowana na album Heaven's Open, przywodzi na myśl nieśmiertelny Moonlight Shadow... Piękne i rzadko spotykane u Mike'a długie solo fortepianu rozbrzmiewa w utworze The Top Of The Morning. Spokojny Moonwatch zainspirowany został widokiem ze studia nocą na wzburzone fale morza. Finał płyty stanowią dwa utwory połączone w jedną całość: SecretsFar Above The Clouds. Ten pierwszy to znów wariacje początkowego tematu, w drugim na tle rytmu naśladującego bicie serca pojawia się Greta, córka Oldfielda, recytująca słynny już tekst-metaforę ("And the man in the rain..."), a kiedy kończy słowami " ...sound of tu-bu-lar bells" daje się słyszeć dźwięk, który Mike określił jako: "Hell's bells". Końcowe solo jest niezmiernie ekspresyjne, kojarzyć się może z finałowym z Incantations, zaś w tle wstawiono sample perkusji z Ommadawn i  linię basu z Tubular Bells.
    Tak więc album wspomnieniowy ? Okazuje się, że niekoniecznie. Płyta jest bowiem jakby składanką wszystkiego, co Oldfield tworzył mieszkając na Ibizie, ilustracją tego co przeżywał, co go inspirowało. Miał tam momenty dobre i złe, to właśnie starał się oddać muzyką. Mówił, że słowa, które umieścił na okładce ("straszne, wspaniałe, szalone, idealne") opisują tak samo album jak i jego życie na wyspie.
    Niezbyt przychylnie nastawiona była krytyka: zarzucano Oldfieldowi, że z braku pomysłów stworzył techno-gniota, że pewnie przeszedł kolejną kurację psychiatryczną i sam nie wie co robi... Fani jednak nie zawiedli: większość z nich pokochała nową płytę, a niektórzy nawet zaczęli używać w stosunku do Dzwonów Rurowych określenia "trylogia".

przygotował: Kacper Kozicki, 2014.03.04
-*Wieści*- -*Fanclub*- -*Artysta*- -*Dzieła*- -*Mapa serwisu*- -*Kontakt*-