Koncert w Berlinie 
Relacja z koncertu milenijnego w Berlinie

Strony podobne:
Działalność -->
Informacje
ZlOF 2002
Kubek
Berlin 2000
>     Plan
ZlOZ
Technikalia
Lista dyskusyjna -->

Strony wyżej:
Fanklub -->
Strona główna

Relacja z imprezy

Tak jak zaplanowaliśmy, o 7:15 pojawiliśmy się na dworcu Warszawa Wschodnia w składzie: Trzypion, Moami, Kamillo, Adam i Owieczka. Po krótkim, acz nerwowym oczekiwaniu na Katza, a także na usiłowaniu przekonania pani w kasie, że można kupić bilet w komunikacji przygranicznej pojawił się Katz. Po odpaleniu kilku kopii "Zjebmakera" kiedy spóźnialski był już dostatecznie pognębiony zainstalowaliśmy się w pociągu Ex 1811 do Szczecina przez Poznań. Podróż do Poznania ubiegła w miarę spokojnie, jak na podróz w towarzystwie Kamilla i Owieczki.
    W Poznaniu rozpoczęliśmy namierzanie "Niewysokiej, dwudziestoletniej blondynki". Po krótkiej chwili rzeczona się odnalazła i okazała się całkiem sympatyczną, niewysoką, dwudziestoletnią blondynką. Po założeniu badge'a na wzmiankowaną podążyliśmy do kas oraz do stacji jedzeniowej (bar "Ania") gdzie posililiśmy się wyrobem pizzobodobnym, a następnie znowu zainstalowaliśmy się w pociągu, tym razem jadącym w kierunku Frankfurtu nad Odrą (a może Ospą?). Podróż upłynęła na słuchaniu Mike'a z notebooka, rozwiązywaniu zagadek matematycznych i ratowaniu Karoliny przed panem konduktorem (na nieszczęście swoje nie wiedział, że Dziadek OZ jest nie tylko miłośnikiem muzyki Mike'a, a również miłośnikiem kolei i przepisy ma w małym palcu).
    Po drodze zgarnęliśmy jeszcze Pabla w Rzepinie i już w komplecie dojechaliśmy do Frankfurtu.

    We Frankfurcie zaopatrzyliśmy się w bilety do Berlina i poranne gazety donoszące o szczegółach wydarzenia na które wybieraliśmy się, a później wyruszyliśmy w dalszą drogę.
    Po przybyciu do Berlina namierzyliśmy Bramę Brandenburską i podążyliśmy w jej kierunku. Po drodze za pomocą usług telefonii komórkowej namierzyliśmy Tygryska, który po chwili pojawił się w czapce Stańczyka i z rogiem Wojskiego w który co chwilę dął.
    Następnie udaliśmy się powolutku w kierunku Siegessaeule do której dotarliśmy po mniej więcej godzinie. Po przejsciu feuerwerke kontrolle dostaliśmy się na teren imprezy, gdzie pod sceną spotkaliśmy Martina i kilku jego kolegów. Koledzy poinformowali nas, iż byli świadkami cudu czyli próby koncertu (około 14.00), gdzie Mike wystąpił w zielonym kombinezonie robola!!!
    W międzyczasie trwała ożywiona wymiana SMS-ów z Posh!-em mająca na celu odnalezienie się w tłumie który gęstniał pod sceną. Po kilkunastu minutach wzmiankowanej wymiany ustaliliśmy, że jesteśmy w mniej więcej tym samym miejscu. Problem był w tym, że ani my nie wiedzeliśmy jak wygląda Posh!, ani Posh! jak wyglądamy my. W pewnym momencie, tuż po wysłaniu kolejnego SMS-a usłyszałem w pobliżu znajome 'Pi Pi'. Posh! był w okolicy! Machanie czapkami i wrzeszczenie "POOOOOSH!!!!!!" przyniosło pozytywny rezultat - Posh pojawił się w zasięgu wzroku, a raczej my pojawiliśmy się w zasięgu jego wzroku, słuchu i głosu. Po chwili znaleźliśmy się w towarzystwie jeszcze dwóch Duńczyków i niskiej, sympatycznej pani w średnim wieku. Po chwili rozmowy zajarzyłem (Trzypion), że owa pani, nazwana przez Posh!a 'Carole' to TA Carole :). Kamil zajarzył chwilę później i wówczas z okrzykiem uwielbienia "Carole?! THIS Carole?!!!!!!" padł na kolana i zaczął bić pokłony.
    Nastąpiła międzynarodowa konferencja dzięki której otrzymaliśmy od Carole i Posh!a prawo do wykorzystywania materiałów z ich stron w naszym serwisie (co uczynimliśmy). Dodatkowo Carole zgłosiła chęć wstąpienia do naszego Fanklubu, co oczywiście przyjęliśmy właściwie: "Yeeeeeeaaaaaaaaah!". Potem nastąpiła sesja zdjęciowa której efekty znajdują się na stronach wszystkich uczestników spotkania: http://www.carmay.com/, http://www.oldfield.dk/u nas. Następnie pomogliśmy Carole dostać się do wejścia dla VIP-ów pracując jak lodołamacze w czasie torowania drogi przez tłum pod sceną. A potem wróciliśmy na upatrzone miejsce pod sceną i rozpoczęliśmy odliczanie do godziny "zero", czyli do 22:40, bowiem o tej godzinie miał pojawić się Mike.

    Po kilku średnio ciekawych zespołach (niemieckie coś a la Tuatara, potem całkiem ciekawe Black Hole Sun w wykonaniu orkiestry symfonicznej z wokalistką Bobo, i amerykańskiej gwiazdeczce - Pameli Falcon, która nie miała nic do ukrycia) pojawili się filharmonicy i chór petersburski którzy zaprezentowali zszokowanej publiczności "Odę do radości" z IX Symfonii Ludwiga van Beethovena. Po nich pojawił się cienki jak "Polsilver" ckliwy Włoch grający na fortepianie ckliwe włoskie melodyjki. Na szczęście mogliśmy się zająć obserwacją ekipy rozstawiającej instrumenty Mike'a. Kiedy zakończył grać jeszcze pogadał trochę z konferansjerami (widocznie instrumenty Mike'a nie były gotowe). Kiedy Włoch zniknął, na scenie pojawił się sam Mike!!!
    Chwilę porozmawiał z łysolem prowadzącym koncert o wszystkim i niczym (powiedział m.in. że spodziewa się z obecną partnerką Fanny dziecka i że The Millenium Bell to definitywnie ostatnie Dzwony w jego karierze, a teraz pracuje nad projektem VR [Virtual Reality]). Kiedy wzmiankowany świecący łysiną osobnik zniknął za kulisami, Mike się wyluzował, zdjął rękawiczki, sprawdził ustawienie gitar, klawiszy, skręcił papierosa i zapalił. Dużą chwilę później (Mike znikał i pojawiał się kilka razy ku konsternacji oczekujących mas - właściwie nas olewając) pojawiła się reszta zespołu i rozpoczął się KONCERT.

    Mike najpierw przypomniał kilka starszych utworów (niestety, UDAWAŁ TUBULAR BELLS ! próbował wstrzelić się w klawisze, ale mu nie wychodziło ! więc udawał, że coś brzdąka), a potem większość utworów z The Millenium Bell. Koncert zakończył się tuż przed północą, co nas nieco rozczarowało. Oczekiwaliśmy raczej, że dzwon zabrzmi dokładnie o północy. No cóż, przynajmniej mieliśmy okazję wysłuchać koncertu i zobaczyć Mike'a. Po krótkim odliczaniu nadszedło Y2K i jakoś nie brakło prądu, a Mike nie zniknął. Mike wraz z prowadzącymi i Fanny zaczął wspólne odliczanie. O północy hektolitry szampana wystrzeliły nad półmilionowy tłum. Rozpoczął się za to pokaz świateł zsynchronizowany z muzyką Mike'a (specjalnie skomponowanyna tę okazję utwór Berlin 2000). Kiedy publika odwróciła się plecami do Mike'a udało się zrobić jeszcze parę fotek. Może dlatego, że staliśmy przez 6 godzin pod basowymi głośnikami, a może dlatego, że byliśmy zmęczeni po 10 godzinach podróży, Berlin 2000 nie przypadł nam szczególnie do gustu.
    Powrót odbył się w miarę spokojnie i chyba nie ma co się rozpisywać (rozpiliśmy Bolsa na rozgrzewkę na dworcu Berlin FridrichStrasse i spaliśmy wtuleni w siebie we Frankfurcie)

KONIEC


przygotowal: Adam Płaszczyca, 20.10.2008
-*Wieści*- -*Fanclub*- -*Artysta*- -*Dzieła*- -*Mapa serwisu*- -*Kontakt*- -*English*-