Teraz, Drodzy Czytelnicy i Wielbiciele, macie możliwość prześledzenia życiorysów autorów najpopularniejszego pisma internetowego. Możecie także wysłać do nich maila.
            Prenumerator

Wybierz: Jeżozwierz, Ge Chuevara, Kibel Fastro, Jaques de Frac, Bolesław Olesław, H. J. Vonnthieske WXL, Głośna Iga, Jorge Louis Borges, Gonzales, Som Nam Boulique, Pies Masław.
 



Jeżozwierz urodzony w 1976 roku w Warszawie.
    Uczy się w Przedszkolu im. Bolesława Śmiałego, potem w Szkole Podstawowej im. Bolesława Chrobrego, wreszcie Liceum im. Bolesława Olesława (patrz Bolesław Olesław). Służba wojskowa w jednostkach rakietowych na Kamczatce (lobotomia w 1994).
Już w dzieciństwie zdradzał nieprzeciętne zdolności manualne (z uwagi na swoją płeć), dlatego zostaje relegowany z przedszkola i wkrótce odsiaduje swój pierwszy wyrok (wychodzi na wiosnę). Obóz ciężkich robót przygnębia go – do lobotomii w 1994 roku jest osowiały i często zaszywa się w sobie.
    Z biuletynem „Słoneczni-Zbiórka" współpracuje od założenia do pierwszego prania, a po wysuszeniu nawet dłużej. Warto zwrócić uwagę na wspaniały krój i materiał – irlandzka wełna, a w podszewka z prawdziwego, chińskiego jedwabiu... ale do rzeczy. Jest ojcem duchowym redakcji i matką chrzestną Głośnej Igi (patrz Głośna Iga). Spełnia rolę mediatora, korektora i dysfunktora zespołu. Powszechnie lubiany, nigdy do końca nie rozumiany (egzotyczne wymawianie samogłosek) i permanentnie mylony z Psem Masławem (patrz Pies Masław). Najwybitniejszy intelektualista wśród połykaczy noży, najwybitniejszy wypluwacz noży wśród połykaczy noży.

Ge Chuevara urodzony w 1956 roku w Pułtusku (według niektórych wersji w Ćwierćtusku lub Pułdupsku).
    Syn czeskiego dysydenta, słowackiego decydenta, morawskiego dekadenta i śląskiego kolejarza, zwolennika wielkich orgii w małych, przytulnych, ciemnych pomieszczeniach.
    Wychowany na wygnaniu w Puszczy Białowieskiej, poznaje zwyczaje tamtejszych borsuków, żubrów i bimbrowników. Z lasu wychodzi w roku 1975, ale natychmiast gubi się w wielkomiejskiej dżungli Białegostoku. Po pięciu latach tułaczki zostaje przygarnięty przez Jacquesa de Fraca (patrz Jacques de Frac), młodego  i obiecującego francuskiego dyplomatę.
Eksternistycznie kończy podstawówkę, szkołę średnią, studia medyczne. Dzięki kursom korespondencyjnym zdobywa prawo jazdy, żółty czepek, czarny pas, biały kołnierzyk i niebieskie podkolanówki (z których jest najbardziej dumny). Po tak gruntownym przygotowaniu zostaje szarżedafer francuskiego konsulatu w Białymstoku.
    W roku 1983 zostaje kawalerem legii honorowej (samowolnie), hrabią (niechcący) i najlepszym piłkarzem ligi włoskiej (wszyscy sędziowie to skorumpowane sukinsyny). Porzuca więc karierę dyplomaty i próbuje szczęścia w „Słonecznych-Zbiórka". Po wieloetapowym, wyczerpującym, dwutygodniowym egzaminie połączonym z testami siłowymi i sprawnościowymi, zostaje jednogłośnie przyjęty do redakcji.
    Od tego czasu  - powszechnie szanowany, przez kolegów porównywany jest (po ostrej popijawie) do krzyżówki borsuka, żubra, ochlajmordy i francuskiego dyplomaty – i coś w tym jest. W swoim dziennikarskim fachu najlepiej radzi sobie z podkładaniem ładunków wybuchowych z czeskiego semteksu (reminiscencje z dzieciństwa).
    Lubi ludzi w sukienkach – szczególnie kobiety, Szkotów i duchownych-transwestytów. Zna języki i niektórymi potrafi się nawet posługiwać. W uniesieniu potrafi kląć co drugie słowo, albo co pierwsze. Jeden z najlepszych współtwórców pisma – as w rękawie, dama kier w nogawce „Słonecznych-Zbiórka".

Kibel Fastro urodzony przez pomyłkę w roku 1914 w Pekinie, ponownie narodzony w 1960 w Hawanie.
    Zdolny, ambitny, szybko kończy kolejne szkoły i gimnazja, by oddać się w końcu karierze oficera. Do armii ciągnie go tradycja: wrzeszczenie na podwładnych, całowanie flagi i czyszczenie muszli klozetowych szczoteczkami do zębów (patrz Kibel Fastro).
Będąc w stopniu generała, czterdziestoletni Fastro znudzony prowadzonym życiem porzuca armię i zostaje obdżektorem. Szybko znajduje azyl w Watykanie, gdzie papież (świeży zwycięzca światowych finałów gry pt. „Zostań papieżem!") - poruszony wdziękami eks-oficera – mianuje go Admirałem. Na szczęście funkcja ta od lat jest związana głównie z doradztwem w dziedzinie lokat kapitałów na rynkach walutowych, dlatego Fastro nie musi już całować flagi, która jest mała, żółta i ma na środku jakiegoś robala.
    Gdy po 20 latach jego życie zbyt długo kręci się w monotonii i monogamii watykańskich orgii (choć Szwajcarzy są zawsze apetyczni i do tego tak męsko wyglądają z tymi halabardami...) – postanawia uciekać. Cofa się w czasie o lat 28 i zostaje współpracownikiem „Słonecznych-Zbiórka".
    Zawsze miły, zawsze uśmiechnięty, zawsze spuszcza po sobie wodę i opuszcza deskę (patrz Kibel Fastro). Po zdefraudowaniu redakcyjnej kasy zaocznie skazany na pisanie artykułów, których nikt nie chce pisać, a do których nikt później się nie przyznaje.

Jacques de Frac urodzony w 1970 roku w Białymstoku, w latach 1990-92 wiele mniej lub bardziej udanych prób utopienia się w jedwabnej pościeli.
    W wieku 10 lat, podczas szkolnej wycieczki do wyciskarni bażantów zostaje omyłkowo wzięty za francuskiego dyplomatę. W latach 1980-90 kontynuuje tak fartownie zaczętą karierę – los zdaje się uśmiechać do niego pełną gębą. W 1990 roku zostaje konsulem i jednocześnie zdobywa Wielki Przechodni Złoty Puchar „Słonecznych-Zbiórka" za najciekawszy list z pogróżkami.
    Niestety, tu szczęście odwraca się od niego o 360 stopni. Wskutek nieporozumienia, podczas wręczania nagrody, wdaje się w niegroźną bójkę (właściwie szarpaninę połączoną z wyzwiskami i wydawaniem brzydko kojarzących się zapachów) z Psem Masławem (patrz Pies Masław), który w imieniu redakcji przepraszał, że zamiast pucharu przekazywany jest równie cenny przechodni uścisk ręki prezesa. Na nieszczęście, w trakcie szamotaniny zostaje mu wyrwany i podarty immunitet. Dzięki wstawiennictwu redakcji, z więzienia wychodzi już po trzech latach.
    Od tej pory cichy i spokojnego serca – skupia swą uwagę światowej modzie. Pisze pod pseudonimem Żak de Frak. Jego hobby to ciepłe kaloryfery i małe, szwedzkie dziewczęta pokryte plasterkami ogórka. Nadprzewodnik po świecie ot-kitiru, znawca prądów i trendów, ostatni bojownik powszechnego uznania flaneli za jeszcze jedną formę bytu.

Bolesław Olesław urodzony w roku 614 (617?, 624?) n.e. gdzieś na ziemi plemienia Żentyców, zmarł kilka lat później w do dziś nie wyjaśnionych okolicznościach (jeśli Państwo coś wiedzą, coś słyszeli, byli czegoś świadkiem – prosimy o telefon - 603-20-01-75).
    Pijak i ladaco jakich mało. Temat wielu obraźliwych powiedzonek i sprośnych przyśpiewek. Podczas święta Swarożyca-Twarożyca przypadkowo złożony w ofierze. W latach 80-tych XX wieku zostają odkryte piętnastowieczne niemieckie kroniki opowiadające o kimś zupełnie innym. W wyniku nieprawdopodobnej złośliwości chochlika drukarskiego to właśnie Bolesław Olesław (patrz Bolesław Olesław) staje się bohaterem tego wielotomowego dzieła. Z tego powodu wśród historyków wybucha niemałe zamieszanie –„Trzeba napisać od nowa historię Europy! Jak można pominąć Bolesława Olesława - postać tak znaczącą dla dziejów, jak nie przymierzając Juliusz Cezar!".
    Na 1370 rocznicę narodzin Bolesława ONZ postanawia wybudować szesnaście szkół, koszar wojsk pancernych i szpitali dla obłąkanych. Przy okazji poszerzono ulicę w pewnej małej miejscowości w Pendżabie i wybudowano kilka wysokokomfortowych, wielopoziomowych, klimatyzowanych konfesjonałów.
    23. października 1992 roku, dzięki seansowi spirytystycznemu H.J. Vonnthieske (patrz H.J. Vonnthieske WXL), zostaje zwerbowany do „Słonecznych-Zbiórka".
    Osobowość ezoteryczna, styl pisania ulotny, mgliste poczucie humoru. Język bogaty, ale wymagający tłumacza, logopedy i gastrologa. Czarny koń i czarna owca „Słonecznych-Zbiórka".

H.J. Vonnthieske WXL urodzony 1873 w Heidelbergu, zmarł 1913 Jena, urodzony ponownie 1956 Bukareszt.
    Astrolog i kupiec bławatny. Odkrywca wiekopomnej „zasady Vonthieskego", której treść pozostaje do dziś tajemnicą, a forma jest klasycznym przykładem przerostu formy nad treścią.
    Uczeń Gurdżijewa i Mahatmy Ghandiego, nauczyciel Marty Pochockiej i Piotrka z III C.
    Po nieudanych próbach uzyskania 24 karatowego złota z pobliskiego sklepu jubilerskiego (1973) okrzyknięty szalbierzem (1975) i złoczyńcą (1980). Dwadzieścia lat ciężkich robót w Radomiu nie pozostaje bez wpływu na stan jego słownictwa i gusta literackie.
    Do redakcji „Słonecznych" trafia w ramach resocjalizacji. Sprawdza się i zostaje.
    Fascynują go zjawiska paranormalne, takie jak radiestezja, metempsychoza, telekineza, UFO, TP S.A., telefonia komórkowa, dziewiętnastowieczny anarchizm, Potrawy Z Bakłażanów.
    Wniebowstąpienie zaplanował na 13 stycznia 2007 roku (piątek, albo sobota) – śpieszcie się dziewczęta!

Głośna Iga urodzona 1970 w Memphi-phis.
    Łysa śpiewaczka, ruda perkusistka, prześliczna wiolonczelistka. Obecnie w stanie spoczynku, choć w przeszłości związana z wieloma efemerycznymi kapelami fukin’folkowymi, takimi jak: 127NOWEWŁOCHY, ARTcośtamcośtamczy cośtam, Karp po żydowsku, Dzieci i Ryby. 16 oktanowa skala głosu przekreślała niestety możliwość wykorzystania jej śpiewu w charakterze paliwa.
    Znawczyni wielu fascynujących zjawisk z pogranicza muzyki nierozrywkowej i partyzantki mentalnej. Specjalistka z zakresu koktajli Mołotowa w stylu dub-reagge. Zupełny laik w kwestii fizyki kwantowej (por.: Som Nam Boulique).
    W „Słonecznych" od początku. Mieszka w czteropiętrowym klawesynie huculskim na podzespołach dżezowych. Śpiewa kontraltem wszystkie hejnały świata. Biała Wdowa polskiej estrady.

Jorge Louis Borges urodzony 1904 w Buenos Aires, zmarł 1986 w Buenos Dias
    Nowelista i poeta argentyński. Ślepy bibliotekarz z powieści Umberto Eco (nie patrz, bo go tu nie ma) p.t. „Imię Róży" (zresztą żadnej Róży też nie ma. Ani tu, ani w powieści – sakramenckie nasienie ci dzisiejsi pisarze!). Najbardziej fikcyjna postać ze wszystkich bohaterów opowiadań J.L. Borgesa (patrz J.L. Borges).
    W młodości, której nigdy nie miał zachorował na nadprzeciętną inteligencję i absolutne oczytanie. Choroba okazała się śmiertelna, ale niestety przewlekła.
    Władał 257 językami ludzi i aniołów (w tym 214 wymarłymi), a miłości nie znał – był więc jak miedź brzęcząca, jak cymbał grzmiący.
    Beznadziejny poszukiwacz nieosiągalnego, całkowity konserwatysta, mniemany konserwożerca, nielaureat literackiej nagrody Nobla.
    Jego wiersze celowo skomponowane są na wzór asyryjskich przepisów kulinarnych tłumaczonych na  średniowieczny hiszpański z samojedzkiego dialektu języka guarani.
    Ze „Słonecznymi" współpracuje akcydentalnie za poręczeniem niesłusznej ideowo ambasady Argentyny. Wziąwszy pod uwagę jego poglądy oraz stan zdrowia – to dobrze.
    Jedyny jak na razie pracownik „Słonecznych" wzmiankowany w „Encyclopedia Britannica".

Gonzales nigdy nie urodzony – nigdy nie umrze!
    Nielichy szczęściarz, można powiedzieć. Ale od razu nasuwa się wątpliwość… czy nienarodzeni są szczęśliwi?! Jak można być szczęśliwym nie patrząc na błękitne niebo nad szarozieloną Biebrzą, lub w brązowe oczy Głośnej Igi (patrz: Głośna Iga)?!
    O, biedny Gonzalezie… W cóżeś ty się wpakował?!

Som Nam Boulique urodzony 1948 w Sajgonie, zmarł 1973 w Tien Puh, albo 1979 w Washingtonie, albo 1984 w Wyszehradzie, albo 1986 w Nairobi, albo 1992 w Krupskojedzku, albo jeszcze nie zmarł.
    Podróżnik, nowelista-eksperymentator, koszykarz-plecionkarz, ecionkarz-pecionkarz, trelemorelarz, bankowiec-żywa torpeda deflacyjna, ryba-amator.
    Duchowy spadkobierca Jamesa Joyce’a i Gilgamesza. Podatek od takiego spadku wywołał jego konflikt z Bankiem Światowym, w związku z czym w roku 1968 podejmuje on próbę samotnego objechania świata dookoła, ale południkowo (żeby zmylić depczących mu po piętach urzędników podatkowych w mundurach wszystkich tajnych policji świata). Z podróży tej wysyła do nas regularną korespondencję szyfrem, która w związku z wojną w Wietnamie, mżawką w Pendżabie, inflacją w Kaszmirze i Pocztą Polską w Warszawie dociera do nas z prawie trzydziestoletnim opóźnieniem (o tyle jest to dobre, że w 1968 roku nasza gazeta jeszcze nie istniała). Po uregulowaniu niedopłaty za znaczek publikujemy frapujące sprawozdania Som Nama.
    Boulique zaginął prawdopodobnie podczas swojej wyprawy, choć różni specjaliści podają różne daty tego wydarzenia. Nie wiadomo też, czy zabłądził on w wietnamskie dżungli ogórkowej (por Ge Chuevara), czy też w zawiłościach frazy swojej własnej prozy. Istnieje nawet podejrzenie, że zgubiło go ponadprzeciętne zainteresowanie fizyką kwantową (lubił powtarzać: „kwanty to przyszłość!". Być może zresztą powtarzał coś innego, grunt, że było to po wietnamsku).
    Jako przełomowe dla swojego życia wydarzenie podawał konwersję na postmodernizm szyicki, co miało miejsce w roku 1958.
    Pogłoski o jego związkach z czeskimi handlarzami bronią i żywią są niesprawdzone (por.: Ge Chuevara).
    Cześć jego pamięci! (lub niecześć, jeżeli nie umarł).

Pies Masław urodzony 1990 w Watykanie.
    Pies. Redakcyjny szczurołap i polakożerca. Jego wyssany z mlekiem matki i z palca Ojca filosemityzm i eurokomunizm jest legendarny w kręgach światowej finansjery. To dzięki niemu „Słoneczni" ukazują się w tak wysokim nakładzie i kolorowej szacie graficznej nieprzerwanie od 1993.
    Oprócz czosnku lubi jeszcze kluski.
    Mazeł tow jego pamięci.