Strona główna
Sport  
OLIMPIADA SALEZJAŃSKA PUŁTUSK 1999

LEKKOATLETYKA

    W trzecim dniu Olimpiady Ojcow Salezjanów na wspaniałym krytym stadionie w Pułtusku, tej Wenecji północnego-wschodu odbyły się finały konkursu biegów w workach pokutnych. Salezjanie wystartowali na pięciu dystansach płaskich (100, 200, 1000, 10000 i na Jasną Górę i  z powrotem) oraz na dwóch dystansach z przeszkodami (200 i 1000 metrów). Finały sztafet 4 razy 100 i 4 razy 400 zaplanowano na dzień jutrzejszy.
    O ile na dystansach sprinterskich nie zdarzyły się żadne niespodzianki i czarny salezjanin z Kanady, ojciec Solferino Giacometti potwierdził w wielkim stylu swój wyśrubowany poziom zdobywając dwa złote medale (ze wspaniałymi wynikami 21.37 i 167-68-15 i 140 kilogramów w rwaniu), o tyle wyniki pozostałych finałów wzbudzały spore emocje.
    W biegu na tysiąc metrów wielu liczyło na pierwszy od dwunastu lat medal dla białego salezjanina. Gdy w zeszłym roku z Zakonu niespodziewanie odszedł fugitivus Ben Akimbo z Nigerii, wzrosły notowania ojca Johna Paula Dreyera z Irlandii, a także brata Alberta Fuksa z Niemiec. Obaj zakonnicy byli w doskonałej formie na odbywającym się tuż przed olimpiadą Międzynarodowym Pucharze Prowincji w Finlandii. Niestety czarni pokazali po raz kolejny swoją wyższość. Ojciec Martin Potduvin z Haiti nie dał szans swoim białym braciom i z oszałamiającym wynikiem 100000 $ zdobył złoty medal i pobił utrzymujący się od ponad siedmiu lat salezjanski rekord świata ustanowiony jeszcze przez Akimbo.
    Również dziesięć tysięcy należały do nie-europejczyka. Tym razem zwycięzcą był ojciec Toto "Schtschawa" Malinosky opat z klasztoru w Edo (Kenia). Swojsko brzmiące nazwisko odziedziczył po dziadku-Polaku, który we wschodniej Afryce budował przed wojną wille dla wysokich urzędników Jego Królewskiej Mości. Do dzisiaj ojciec Malinosky ciepło wyraża się o  kolonistach, których gorącej krwi zawdzięcza życie. Dziadek nauczył go kilku polskich słów, które świadczą o jego niezrównanej ułańskiej fantazji.
    Nie był to jedyny polski akcent tego dnia. W biegu na Jasną Górę i  z powrotem wystartował nasz nomen omen czarny koń brat Ryszard Gonisz-Goniszewski. Przez pierwsze kilka okrążeń utrzymywał się jeszcze w okolicach doskonałej piętnastej pozycji, ale w końcu nie wytrzymał tempa narzuconego przez czarnych braci. Ostatecznie musiał zejść z  bieżni po piątym kilometrze, jednak ze względu na swój wciąż dość młody wiek (brat Ryszard ma dopiero 38 lat) nie przestaje być nadzieją polskiej salezjanskiej lekkoatletyki.
    Na metę jako pierwszy przyskakał w swoim wspaniałym złoto-purpurowym worku ojciec Ian Gunarson z małej salezjanskiej wspólnoty w Szwecji. Niestety, kontrola antydopingowa wykazała, że ojciec Ian w przededniu wyścigu nagrzeszył ponad normę, aby uczynić swoją pokutę jeszcze mocniejszą. Mimo protestów Europejskiej Kongregacji Lekkoatletyki Salezjanskiej ojciec Ian został zdyskwalifikowany na pięć lat. Przez ten czas będzie mógł pełnić jedynie funkcje sakralne. "Najbielszy Mustang", jak ochrzciła go europejska prasa salezjańska, nie ukrywał żalu i twierdził, że nie wiedział, że grzeszy ponad normę.
    W wyniku dyskwalifikacji złoty medal przypadł czarnemu zawodnikowi, którego nazwisko wyleciało mi z głowy.
    Również w sztafecie tryumfowały czarnuchy. W tej krótszej - jamajskie, a w dłuższej - amerykańskie. Jeden z "Amerykanów" to "brat" Simon Ibn Mustafa. Jego zdecydowanie obcobrzmiące nazwisko zostało poddane uważnej kontroli przez Komisję Czystości Igrzysk. Okazało się, że brat Simon jest oczywiście konwertytą. Porzucił Islam na rzecz Świętej Wiary Katolickiej dwa lata temu, a do zakonu Ojców Salezjanów wstąpił dopiero w tym roku! Niestety jest to zgodne z regulaminem i reprezentacja salezjanów z USA nie została zdyskwalifikowana. W ten to sposób supremacja czarnych w salezjańskiej Lekkiej atletyce została bezpardonowo ustanowiona. Ten sport już nigdy nie będzie taki, jakim był przed Soborem Watykańskim II.
    Z Pułtuska, dla Huhwamw D mówił ojciec Pele Ple Ple OP


Strona główna
Sport  
27.07.2002