Strona główna
Mydło  
Redakcja na Wakacjach

    Pewien mądry człowiek powiedział: "Zmieniając krajobraz zmieniamy swój los. Zmieniając los - zmieńmy bieliznę". Niestety, był on wtedy w wannie, a jego wiekopomna sentencja uległa zapomnieniu. Dopiero po latach odnalazł ją szeroko znany w wąskich kręgach autoarcheolog, archeopteryx-amator i waga-bunda - H. J. Vonnthieske WXL. On to sentencję odzyskał dla cywilizacji, i z pośrednictwem Poczty Polskiej dostarczył do naszej redakcji. Postanowiliśmy więc ruszyć tropem wiekopomnej mysli.
    Autobus do Iwano-Frankowska był brudny, ale był to brud prawdziwy, szczery, nie nachalny, więc wzbudzał w nas zaufanie. Pojazdem podróżowało wielu znajomych, których wystarczyło tylko zapoznać, więc radości i igraszek nie było końca, a podróż upływała szybko i bez przeszkód. Pękniętą dętkę i zatrzymanie przez drogówkę jednego z kierowców zakwalifikowaliśmy jako atrakcje, o których wspominał przewodnik Michelina w rozdziale poświęconym mistycznym wyprawom na Wschód. Byliśmy zachwyceni: kierowca wdał się w bójkę z policjantami, którzy dopadli go dopiero po kilkuminutowym pościgu, a pęknięta dętka wyglądała jak prawdziwa.
    Już po dotarciu do Iwano-Frankowska rozpoczęliśmy poszukiwania najlepszej drogi. Napotkany w miejscowej pijalni kwasu chlebowego starzec zapewnił nas: "Rzeka. Tylko rzeka. Ziemią nie popłyniesz. Powietrzem nie popłyniesz. A wodą popłyniesz". Postanowiliśmy dalszą drogę pokonać rzeką.
    Zbudowaliśmy tratwy, mając do dyspozycji wiele zapału, pomysłów, oraz 4 tony desek, które okazały się dość praktycznym uzupełnieniem naszych dobrych chęci. Dwa dni ustalaliśmy dalszą trasę wyprawy. "Popłyniemy W DÓŁ rzeki" uzgodniliśmy po długiej i wyczerpującej dyskusji. Tratwy odbiły od brzegu.
    Wyprawa była naprawdę niebezpieczna. Rzeka rozgałęziała się, wprowadzała nas w martwe zakola i wsteczne prądy. Z nurtu wystawały złowrogie skały. Pułapek było w bród, bród był tam gdzie bóbr, buk szumiał, pot i brud znaczyły nasze twarze, od bobu bolał nas brzuch, a przecież Dniestr to nie Bug. Uff. Dość, że po 4 dniach płynęły już tylko 2 z  6 tratw, a na ich pokładach pozostali najodporniejsi, najbardziej oddani idei wyprawy.
    Upływał dzień za dniem, nurt stawał się coraz szybszy a my coraz bardziej zmęczeni. Pewnego dnia zdradziecka skała przecięła jedną z tratw na pół jak kanapkę. Sytuację pogarszał fakt, że od 2 dni nie mieliśmy nic w ustach, bo żelazne racje nie wytrzymały wilgoci. "Rozbijamy obóz" - postanowiliśmy. W tym jednak momencie wpadliśmy w tak szybki nurt, że na prostej Głośna Iga straciła głos, Kibel Fastro słuch, a Pies Masław intuicję w wyborze funduszu emerytalnego. Na wirażu straciliśmy kontakt z wodą i siła odśrodkowa wyrzuciła nas na brzeg.
    "Tam!" - powiedział Ge Chuevara, pokazując ręką w kierunku rzeki. Po Dniestrze nie pozostał nawet ślad. Wszystko było oświetlone tajemniczym, nieziemskim blaskiem. Nie szczekał pies, nie śpiewał ptak, pijany chłop nie walczył ze złośliwym, blokującym drogę słupem. "Co za nierealna cisza" - wyszeptał Kibel Fastro.
    Jednak groza opanowała nas w chwili, gdy spróbowaliśmy rozbić namioty. Nie mogliśmy wbić śledzi w ziemię. Nie było ziemi! Byliśmy bowiem na Marsie...
   
cdn
                Chomik "Bułka z Masłem" Kozłowski


Strona główna
Mydło  
16.01.2001