Dzwony rurowe po raz czwarty? Nie, choć na pewno ta wersja zajmie ważne miejsce na
liście wielu wykonań tej wspaniałej suity.
"Tubular Bells", debiutanckie dzieło, przyniosło Oldfieldowi zasłużony rozgłos i doczekało
się licznych alternatywnych wersji. Dwa lata po premierze, w 1975 roku, ukazała się
orkiestrowa wersja Davida Bedforda. Koncertowe "Dzwony" znalazły się w repertuarze
podwójnego albumu "Exposed". Inaczej zmiksowane dzieło Oldfielda trafiło też na jedną z
płyt zestawu o nazwie "Boxed" (że o dopiero co wydanej wielokanałowej wersji w
formacie Super Audio CD nie wspomnę). Dlatego kiedy Mike przystąpił do prac nad
drugą częścią dzieła, wzbudziło to pewne kontrowersje. Tymczasem nowe "Dzwony" nie
tylko nie okazały się rozczarowaniem, ale wręcz zachwyciły świeżością brzmienia i
produkcji (Trevor Horn) oraz okazały się być znacznie bardziej dopracowane niż te
zarejestrowane dziewiętnaście lat wcześniej. Co więcej: podobnie jak oryginalne dzieło
wdrapały się na szczyt brytyjskich list bestsellerów. Na jednej ze stron tego DVD znalazł
się zapis premierowego wykonania suity "Tubular Bells II", które miało miejsce w
Edynburgu. Trudno właściwie jest mówić tu o różnicach dzielących to wykonanie od
studujnego. Bowiem w przypadku takich muzycznych dzieł, jak w muzyce poważnej,
ważniejsza od improwizacji jest precyzja wykonania. I to Oldfieldowi udało w stu
procentach. Niektóre partie są aż tak podobne do tych znanych z płyt, że można się
zastanawiać, czy artysta aby nie posłużył się playbackiem (lub samplerem). Zwłaszcza jeśli
chodzi o partie wokalne w "Altered State". Zresztą w ogóle nie do końca rozumiem,
dlaczego ten dziwny temet się tu znalazł. Wiem, że miało to być coś w rodzaju żartu (bo
tylko tak to sobie tłumaczę), ale chyba jednak żartu nie na miejscu. Również nie najwyższej
próby country'owy "Moonshine" nie do końca pasuje do całości. Ale poza tymi dwoma
wpadkami całość jednak wychodzi obronną ręką. Zwłaszcza, że towarzyszą Oldfieldowi
muzycy, którzy po prostu nie mogli zawieść. Jak gitarzyści Jay Stapley (niegdyś członek
The Bleeding Heart Band, zespołu towarzyszącego Rogerowi Watersowi) i Hugh Burns
(współpracownik George'a Michaela, pojawił się też na płytach dwóch naszych dziewczyn:
Anity Lipnickiej i Edyty Górniak). Warto również dodać, że nad scenografią widowiska
czuwał Mark Fisher (współtwórca widowiska "The Wall", ostatnio współpracujący z
Peterem Gabrielem przy inscenizacji "OVO").
Drugą stroną płyty wypełnia analogicznie premierowe wykonanie "Tubular Bells III". O
ile w wypadku drugiej części można było mówic o kontrowersjach, tu nie brakowało już
głosów jawnej krytyki. Jednak tym razem Oldfield dość luźno i niezobowiązująco
potraktował swoje dzieło. "Tubular Bells III", ożywione nowoczesnymi, wręcz kojarzącymi
się z muzyką techno brzmieniami, raczej już tylko przypomina oryginalny utwór, niż jest
jego nową wersją. Poza tym Mike wprowadził tu elementy, które zbliżyły "Dzwony" także
do zupełnie innego okresu w jego twórczości. "Man In The Rain" sprawia wrażenie, jakby
pochodziło z tej samej sesji co "Moonlight Shadow". Choć wiem, że nie wszyscy cenią
tego artystę za piosenki tego rodzaju, ja z ogromną przyjemnością powracam do jego
popowych płyt, jak "Crises" czy "Discovery".
Choć DVD nie zawiera żadnych bonusów, to jednak na jego odbiorców mogą czekać
ukryte niespodzianki, jak na przykład w finale pierwszej strony płyty. Otóż podczas gdy
ścieżka Dolby Surround zawiera wybrzmiewające do samego końca odgłosy ogni
sztucznych i oklasków publiczności, to wersja PCM Stereo pod napisami skrywa studyjną
wersję kompozycji "Sentimental" (czyli "Sentinel", bo pod takim tytułem występuje ten
utwór na płycie "Tubular Bells II").
"Tylko Rock",
kwiecień 2001
nadesłała: Crises