Tłumaczenie Artur Mościcki
Pozwól, że zaczniemy od słowiańskiego akcentu - ponoć trzydzieści lat temu byłeś gotów wyemigrować do Związku Radzieckiego. Dlaczego?
Ponieważ odrzuciły mnie wszystkie wytwórnie płytowe. Miałem wprawdzie swoje demo, ale nie było na nim żadnego wokalu, ani nawet perkusji. We wszystkich wytwórniach płytowych pukali się w czoło. Siedziałem więc w domu, ale czułem, że muszę koniecznie zostać muzykiem i zacząć komponować. Zastanawiałem się, co zrobić, żeby zostać w końcu prawdziwym muzykiem. Słyszałem, że właśnie w Rosji można było dostać państwową posadę zawodowego muzyka.
W Związku Radzieckim?
Złapałem książkę telefoniczną i zacząłem szukać ambasady... Chciałem koniecznie pracować jako muzyk! Wertowałem właśnie książkę w poszukiwaniu numeru, kiedy zadzwonił telefon. Dzwonił Richard Bronson. Zapytałem: ... a będę mógł pracować w studiu nagraniowym jako prawdziwy muzyk? Dobrze! - to jadę do Związku Radzieckiego.
To chyba najbardziej szalony pomysł o jakim słyszałem.
Właśnie to?
Tak!
No właśnie... Gdybym miał wtedy wybierać, dokąd chciałbym jechać to pewnie wolałbym na Tahiti, do kraju Zulusów, czy Grenlandię - gdziekolwiek...
Kolejny słowiański akcent to właściwie akcent polski. Chodzi mi o twoją piosenkę "Shadow on the Wall". Co łączyło ten utwór z moim krajem?
To były lata osiemdziesiąte. W prasie i w telewizji anglojęzycznej dużo pisało się i mówiło o Polsce a szczególnie o Lechu Wałęsie. Czytałem o tym wszystkim w gazetach. Pracowałem wtedy nad nowym utworem. W tym czasie jeździłem często do Niemiec - grałem dużo w Berlinie. Żeby dostać się do Berlina - trzeba było przejechać przez tereny Niemiec Wschodnich. Przypominało to wyprawę do oblężonej twierdzy. Te koncerty były dla mnie czymś bardzo szczególnym. Patrzyłem na Mur Berliński i widziałem ludzi po jego obu stronach... Bardzo często pomysł na utwór pochodzi z wielu różnych źródeł. W tym wypadku - zainspirowały mnie właśnie te podróże do Berlina, doniesienia z Polski, opowieści o Lechu Wałęsie, Mur Berliński - stąd się to wszystko wzięło...
Porozmawiajmy teraz chwilę o słynnych "Dzwonach Rurowych". Jak sobie poradziłeś mając 19 lat z tak ogromnym sukcesem, który przyszedł tak nagle?
Byłem tym wszystkim bardzo przerażony. Miałem rzeczywiście 19 czy 20 lat i jeszcze niedawno nikt nie chciał ze mną nawet rozmawiać. Tymczasem nagle stałem się bardzo popularny, rozdzwoniły się telefony, wszyscy chcieli się ze mną widzieć... Uciekłem przed całym tym zgiełkiem na wieś. Osiedliłem się w Walii - wśród gór i niezliczonych stad owiec. Mieszkałem w malutkim domku na szczycie wzgórza i wsiąkłem całkowicie w ten klimat. Wyrwałem nawet ze ściany gniazdko telefoniczne. Nie miałem ochoty z nikim gadać
Przypominasz sobie swoją pierwszą reakcją, kiedy zorientowałeś się, że zarobiłeś pierwszy milion funtów ?
Za Dzwony Rurowe nie zarobiłem nigdy tyle pieniędzy. Wytwórnia płytowa Virgin Record płaciła wtedy niewielkie - nawet bardzo skromne honoraria. W tym czasie w Anglii od każdej zarobionej sumy trzeba było zapłacić aż 86 procent podatku. Radzono mi, żeby przenieść się do innego kraju, żeby uciec od takich podatków. Jednak w tym czasie cierpiałem na wyjątkowy brak poczucia bezpieczeństwa - walczyłem nawet z atakami paniki. Zarobiłem wtedy znacznie mniej niż milion, ale starczyło mi to na kupno domu, samochodu i sprzętu muzycznego. Znacznie więcej zarobiłem dopiero w późnych latach osiemdziesiątych, kiedy grałem bardzo wiele koncertów w Europie i wydałem takie płyty jak "Crisis" z utworem "Moonlight Shadow". Za "Dzwony rurowe" nie zarobiłem dużo...
A czy pamiętasz na co wydałeś te pierwsze, naprawdę duże pieniądze?
Na dom - na miejsce do życia.
Dlaczego stało się tak, że po wydaniu "Dzwonów Rurowych" właściwie nie grałeś przez kilka lat koncertów poza, o ile wiem, jednym. Co sprawiło, że tak bardzo nie lubiłeś sceny?
Po prostu bałem się ludzi. Nie czułem się wśród nich dobrze.
Jesteś przecież bardzo otwarty!
Może teraz, ale wtedy miałem 19, może 20 lat, byłem bardzo nieśmiały i bałem się życia. Tylko muzyka dawała mi radość, poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Później, kiedy miałem już dwadzieścia kilka lat, zacząłem pracować nad sobą - chodziłem na różne seminaria, na psychoterapię... Przez kilka lat zajmowało się mną wielu psychoterapeutów - próbowali mi pomóc i zrozumieć co się ze mną dzieje - skąd się bierze ten mój strach...
I terapia się powiodła...
Tak, udało się. Teraz jestem dużo spokojniejszy.
Ciekaw jestem, czy w dalszym ciągu uważasz, że jednak "Dzwony Rurowe" są Twoim największym artystycznym osiągnięciem?
No wiesz... Ta płyta odniosła chyba największy sukces. Niezwykłe jest to, że trwa to tak długo - jeszcze dziś tę muzykę można usłyszeć codziennie w telewizji i w różnych reklamach. Ostatnio w reklamie Volkswagena. Codziennie ludzie zwracają się do nas o zgodę na jej wykorzystanie w reklamach na całym świecie - powstają także liczne kompilacje. Wszędzie tego pełno. To niesamowite! Czy to mój najlepszy utwór?... - zobaczymy. Mam jeszcze chyba przed sobą kilka lat... Ostatnio zająłem się tworzeniem rzeczywistości wirtualnej. To dla mnie coś zupełnie nowego. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Trudno przewidzieć. Po prostu robię to, co robię i tyle. Reszta nie należy do mnie.
Porozmawiajmy o twoich przyzwyczajeniach. Czy to prawda, że nigdy nie słuchasz muzyki w samochodzie?
W ogóle nie słucham muzyki. Tylko wtedy, kiedy ją tworzę. Rozumiem, że to dość zaskakujące, ale kiedy spotkałem się ze znanym pisarzem Athes E. Clark w Sri Lance i zapytałem, jakie czyta książki- jest przecież autorem wielu znanych powieści - powiedział, że w ogóle nie czyta książek - on je tylko pisze - tak jak ja - komponuję, ale sam nie słucham muzyki.
Wielu artystów twierdzi, że słucha wszystkich rodzajów muzyki w poszukiwaniu inspiracji. Co Ciebie inspiruje?
Trudno powiedzieć, co w danej chwili jest akurat dla mnie inspiracją. Mogę nawet robić coś głupiego - brać kąpiel, czy może się mydlić, kiedy nagle coś mi wpada do głowy - jakąś melodia - i wtedy szybko ją zapisuję. To może się zdarzyć - nie wiem - w samochodzie, w restauracji, gdziekolwiek...Moje myśli cały czas krążą wokół muzyki. Wpadają mi do głowy i wypadają różne strzępki melodii ... i nagle... bęc! Jest pomysł!. To się zdarza nawet wtedy, kiedy jestem smutny i zły. Tego nie da się przewidzieć...
Porozmawiajmy teraz przez chwile o dziwnych przyzwyczajeniach - niektórzy muzycy nie noszą na przykład bielizny przed koncertem, inni nie występują trzynastego w piątek...Czy ty też masz jakieś dziwne przyzwyczajenia, do których jesteś przywiązany i zawsze ich przestrzegasz?
Właściwie tak. Kiedy mam jakiś kłopot, lubię dotykać drewna.
To przynosi szczęście?
Nie wiem... Być może w drewnie jest jakiś szczególny rodzaj energii, która rozprasza kłopoty. I jeszcze cos; pierwszego dnia każdego miesiąca musze pamiętać , żeby trzy razy powtórzyć dwa słowa: "Białe króliki"
Dlaczego? Tak po prostu?
Kiedy byłem bardzo mały moja mama, czy może ktoś inny powiedział mi, że to przynosi szczęście. To muszą być twoje pierwsze słowa od rana. Zanim jeszcze powiesz "dzień dobry". Powtarzam je rano każdego pierwszego dnia miesiąca. Moja babcia zawsze mnie upominała, abym nie wstawał z łóżka lewą noga, bo lewa strona ciała jest stroną serca i przez wiele lat zawsze wstaję z łóżka prawa nogą.
Muszę tego spróbować. Dziękuję. Będę miał nowy zwyczaj. Mike, jak to się stało, ze kometa został nazwana Twoim imieniem?
To nie była kometa, ale asteroida - w pasie asteroidów miedzy Marsem a Jowiszem. Ludzie cały czas obserwują niebo przez teleskopy - ciągle odkrywają nowe asteroidy i muszą je jakoś nazywać. Jeden z takich obserwatorów był akurat moim fanem i nazwał tego samego dnia jedną z asteroidów moim imieniem, drugą Mike'a Jaggera i trzecią Davida Bowie.
Masz jakiś kontakt do tego faceta - może ma akurat "wolną asteroidę"?
Możesz go znaleźć w internecie na stronie tabular.net jest link do takiego spisu nowych asteroidów...
Zastanawiam się, o czym może marzyć jeszcze człowiek, który sprzedał ponad czterdzieści milionów płyt? O czym?
Czego jeszcze pragnę? Chciałbym cieszyć się z tego, co już udało mi się w życiu zrobić. Wiesz, bez przerwy próbowałem zrobić coś jeszcze lepszego, większego. Teraz chciałbym mieć czas na drobne radości: na zabawę z psem, na zajmowanie się moimi końmi, na to, żeby posiedzieć w ogrodzie i poczytać książkę... ale nie umiem wypoczywać.
Czy Ty masz jeszcze jakiekolwiek muzyczne marzenie, którego nie udało Ci się do tej pory zrealizować, mimo tylu zakończonych sukcesem projektów?
No... na przykład - to co tu widzisz - wirtualna rzeczywistość muzyczna - interaktywny program oparty na muzyce. Przez wiele lat marzyłem, żeby coś takiego zrobić. Mam nadzieję, że to odniesie sukces i będę mógł się tym zajmować i tworzyć nowe wersje przez najbliższe 10-20 lat. To było moje wielkie marzenie. Udało mi się je zrealizować i bardzo się z tego cieszę.
Mike, zajmijmy się przez chwilę Twoją słynną kolekcją gitar. Słyszałem, ze masz ich sporo. Jest tak rzeczywiście?
Nie zbieram gitar, ale sam jestem gitarzystą. To była moja pierwsza pasja. Od 30 lat gram na gitarze i zebrało się ich już kilka. Mam jeszcze na przykład gitarę, którą kupiłem jak miałem 17 lat. Z czasem coraz rzadziej gram na gitarze. Częściej używam syntezatora, który może brzmieć tak jak dowolny rodzaj gitary. W prawdziwej gitarze nie tak łatwo zmienia się chwyty... Ostatnią gitarę kupiłem może 10 lat temu... nie... właściwie kupiłem niedawno taką małą gitarę do living- roomu - nic szczególnego...
Jesteś bardzo kreatywnym muzykiem, ale także bardzo kreatywnym ojcem. Pięcioro dzieci! Masz z nimi dobry kontakt?
Nie mieszkam z nimi. Dwoje studiuje w Oxfordzie. Widujemy się dosyć rzadko. Są szczęśliwe, piękne, utalentowane...
A powiedz, czy to przypadkiem nie jest tak, że sława utrudnia, a być może ułatwia kontakt z dziećmi? Jak jest w Twoim przypadku?
To nie ma większego znaczenia. Dzieci przechodzą swój własny proces edukacji. Ja już od wczesnego dzieciństwa nie przepadałem za życiem rodzinnym. Dosyć blisko byłem tylko z moją siostrą, ale rodzina nie jest dla mnie taka ważna, choć wiem, że jest bardzo ważna dla wielu ludzi.
Przeczytałem w jednym z wywiadów, że w 1998 roku grałeś amatorsko razem ze swoimi dziećmi i stwierdziłeś, ze za dwa, trzy lata będą mogły zagrać w twoim zespole. Czy to nadal aktualne?
Nie mam już swojego zespołu.
Ale może zagrają jako Twoi muzycy?
Jeśli maja na to ochotę... ale wiesz - to naturalne, że dzieci robią coś zupełnie innego niż ich rodzice. Rzadko się zdarza, żeby dzieci podążały dokładnie śladem swoich rodziców. Nie wiem, czy któreś z moich dzieci zostanie zawodowym muzykiem. Moje dzieci mają do tego zdolności, ale prawdopodobnie będą robiły w życiu coś zupełnie innego. To mnie wcale nie niepokoi. Wcale nie uważam, za powinny być mniejszą kopią mnie samego. To są samodzielne istoty. Mogą robić, co zechcą.
Dlaczego ty właściwie zdecydowałeś się pod koniec lat 90-tych przenieść na Ibizę?
Chciałem zbudować dom. Zawsze marzyłem o tym, żeby zaprojektować i wybudować sobie dom i szukałem odpowiedniego miejsca. Chciałem, żeby był blisko morza. Szukałem miejsca na dom w południowej Francji, w Ameryce, na Hawajach, we Włoszech, Grecji. Nigdzie nie mogłem znaleźć takiego miejsca jak na Ibizie. Nie pojechałem tam dlatego, ze jest tam pełno nocnych klubów i lokali rozrywkowych, tylko dlatego, że znalazłem tam wymarzony kawałek ziemi do zbudowania swojego domu.
Dobrze, dlaczego jednak później podjąłeś decyzję, żeby wrócić znowu do Anglii?
Tak jest z wieloma rzeczami w życiu. Marzymy o czymś, potem to zdobywamy i przekonujemy się, że to było tylko marzenie, że prawdziwe źródło szczęścia tak naprawdę jest w nas samych. Ibiza to fantastyczne miejsce, ale w lecie przyjeżdża tu bardzo dużo ludzi - jest głośno i tłoczno. To może być zabawne przez chwilę, przez dwa tygodnie - kiedy jesteś na wakacjach, ale po dwóch latach można już mieć tego dosyć. Tęsknię do spokoju Anglii. Tęsknie do mojego domu tutaj. Czuje się tu szczęśliwy i nie chciałbym tego zmieniać. Przekonałem się zresztą o tym na własnej skórze, kiedy mieszkałem przez trzy lata w Los Angeles i tak samo miałem już dosyć. Tęskniłem do mojego azylu w Anglii - do mojego miejsca nad rzeką - niedaleko ujścia do morza - tam gdzie się urodziłem. Często tam wracam myślami.
Odniosłeś i właściwie cały czas odnosisz wielkie sukcesy w Hiszpanii. Za co Hiszpanie tak bardzo Cię kochają?
Nie mam pojęcia. Podobnie jest przecież w Polsce. W Hiszpanii i w Polsce jestem najbardziej popularny i nie wiem skąd to się wzięło - może ty mi powiesz?
Może to zamiłowanie do gitary w obu krajach?
Kto wie? Ale myślę, że to nie tylko to. Trudno powiedzieć dlaczego...Koncerty w Hiszpanii i w Polsce są dla mnie zawsze fantastyczne. Kiedy występuję na przykład w Szwecji, albo gdzie indziej... to znaczy Szwedzi są też fantastyczni, ale Hiszpanie po prostu szaleją na moich koncertach, wdrapują się na ściany, są niesamowici. Może ma to związek z ich nastawieniem do życia - być może doceniają muzyków, którzy potrafią jeszcze grać na prawdziwych instrumentach, nie tylko na komputerze, choć technologię komputerową opanowałem bardzo dobrze, ale mogę także zagrać wszystko na prawdziwej gitarze. Może to im się podoba. W moim kraju - w Anglii nie przywiązują do tego wagi.
Porozmawiajmy o Twojej najnowszej płycie. Skąd wziął się tytuł: Tres Lunas - trzy księżyce?
Chciałem nagrać płytę z muzyką odprężającą. Taka najbardziej znana seria płyt z tego gatunku nazywa się Cafe del Mar. Ta nazwa pochodzi z Ibizy. Tak nazywa się prawdziwa kawiarnia na Ibizie, dokąd ludzie przychodzą, oglądać zachody słońca. Mieści się na San Antonio. Ludzie przychodzą tam, siadają koło plaży, piją piwo, patrzą na zachodzące słonce, na horyzoncie widać piękne wysepki, a DJ gra fajną, łagodną muzykę ... i stąd wziął się pomysł, żeby nazwać moja płytę po hiszpańsku. Jest jeszcze jedna wyjątkowa knajpka w głębi wyspy - dos Lunas - Dwa Księżyce. Spędziłem tam wiele niezapomnianych chwil - mają świetną kuchnię hiszpańską, prawdziwe hiszpańskie wino, nad głową błyszcza gwiazdy i świeci księżyc. Jest pięknie. Wracając teraz do świata wirtualnego - tu widać księżyc, ale na niebie są jeszcze dwa księżyce - w sumie trzy księżyce. Pomyślałem sobie, ze fajnie byłoby nazwać to Tres Lunas - to był po prostu pomysł na tytuł. Zaproponowałem właśnie taki tytuł i zapytałem - jak wam się podoba? Usłyszałem - Tres Lunas? Hiszpański tytuł? Dlaczego nie? Brzmi fajnie i wygląda nieźle jako logo. Zobacz: "Tres Lunas"
Kiedy słuchałem tego albumu, przypomniały mi się dziecięce marzenia o lataniu w chmurach...
Nie ma problemu. To bardzo proste. Możesz nawet latać na gitarze. To jedna z moich gitar. Można sobie na niej polatać. To jest Avatar. Można na nim podróżować razem ze swoimi przyjaciółmi w Internecie. Możesz być gitarą, a ktoś inny będzie pianinem - tutaj jest właśnie pianino. Ktoś jeszcze inny może być motylem... Można w Internecie podróżować sobie razem pod postacią różnych przedmiotów - jest ich trzynaście. Niektóre z nich latają - są tu samoloty, instrumenty muzyczne... Mogę nawet rzucić czymś w pianino - wtedy ono zaczyna grać. Pianino może także rzucić czymś w moja gitarę i wtedy ona gra. Można w ten sposób grać wspólnie poprzez Internet.
Wirtualna rzeczywistość muzyczna! - coś zupełnie innego niż na przykład popularne gry komputerowe. Co myślisz o grach komputerowych i ludziach, którzy wymyślają takie gry jak Quake?
W mojej grze jest takie miejsce, gdzie można pobawić się z delfinami, które wypychają cię ponad wodę... Gdy zapytałem przedstawicieli dużych firm, projektujących gry, co o tym myślą - powiedzieli: chyba oszalałeś! Ludzie nie chcą bawić się z delfinami, tylko je zabijać. Pokaż mi, jak je można zabić! Odpowiedziałem, że to szaleństwo. Nie mam zamiaru zabijać delfinów, ale podsunęło mi to pewien pomysł - zamiast strzelać do delfinów można rzucać w ich kierunku żółte obręcze. Jeśli trafisz - to delfin bawi się nimi, okręcając je wokół nosa. Byłem jednak bardzo zniesmaczony tym, co proponowali mi producenci gier. To po prostu zwierzęta! Nie chcieli nawet spróbować zainwestować w coś innego niż zabijanie. Zabrałem się wiec sam do roboty, wyłożyłem własne fundusze i zatrudniłem dwóch asystentów Wszystko zrobiliśmy sami - bez pomocy innych i udało się. Wszędzie są ludzie, którzy woleliby sobie postrzelać, ale ja nie mam zamiaru do niczego strzelać.
Tę grę można znaleźć w Internecie, albo w Twoim najnowszym albumie płytowym w wersji demo...
Przepraszam, polećmy gdzie indziej..
Mike, jakie są Twoje plany na trzeciego czerwca?
Na trzeciego czerwca?
Wybierasz się do Walencji, prawda?
Nie, chyba jadę tam 28 maja. Instalują tam wielkie centrum techniki, wielkie wystawy... Będą zjazdy i różne inne imprezy - to wszystko odbędzie się właśnie w Walencji. Jest tam także kino - Imax, w którym pokażę mój projekt dziennikarzom,. Później chciałbym, żeby spróbowali zagrać sami ze sobą, a następnie poprzez Internet wciągnąć do tej zabawy ludzi z różnych krajów. Hej! - gitaro - leć sobie na plażę. Zabieram ze sobą gitarę na plażę! Tu widać jeden z trzech księżyców. Tam na horyzoncie są właśnie delfiny. Można także polecieć w kosmos...
Bez zabijania...
Bez żadnego zabijania!
Musimy w to zagrać! Dziękuje za rozmowę i na koniec jeszcze jedno pytanie: Czy zobaczymy Cię jeszcze w Polsce?
Oczywiście.
Planujesz jakieś koncerty związane ze swoim najnowszym albumem?
To nie będzie miało związku z ostatnią płytą. Mam zamiar w ciągu jednego - dwóch miesięcy dokonać ponownego nagrania oryginalnej wersji "Dzwonów Rurowych" przy użyciu nowoczesnych technik cyfrowych z prawdziwą orkiestrą smyczkową, zamiast syntezatorów. Planuję taki koncert na 2003 rok i jestem pewien, że zagram go także w Polsce.
Świetny pomysł! Bardzo dziękuję.
Było mi bardzo miło.