Poniżej to co powiedział Mike jakiemuś reporterowi (nie wiem jakiemu)
z jakiejś stacji (nie wiem jakiej), kiedyś tam (nie wiem kiedy), ale dotyczyło
to TSODE czyli coś koło 1994 roku.
Program nadano w telewizji WOT a long time ago.
[Na poczatku długi fragment teledysku Sentinel]
Mike: Oglądałem CD romy nagrane przez innych wykonawców. Dość ciekawy
CD rom zrealizował Peter Gabriel. Był on jednak skierowany głównie do fanów
tego konkretnego artysty. Umożliwiał im zwiedzenie jego studia. Muzycy wydają
CD romy, dzięki którym można obejrzeć ich domy, poczytać ich teksty, można
też
na przykład zajrzeć do szafy Prince'a. Jeśli chodzi o mnie to bardziej fascynuje
mnie świat wyobraźni. Szczerze mówiac według mnie on istnieje naprawdę, jest
prawdziwy, to tak jak bym przypominał sobie przyszłość swoją lub kogo innego,
w której ten świat rzeczywiście istnieje. Próbuję naszkicować w ogólnych
zarysach
to jaki był, jaki będzie, jaki był będzie, jeśli wiecie co mam na myśli. Jest więc
realny.
Posłużę się pewnym przykładem. Pomyślcie o obrazie Salvadora Dali. Wyobraźcie
sobie,
że gdyby skomponował muzykę towarzyszącą temu dziełu, to stojąc przed nim
moglibyście nie tylko ogladać lecz również usłyszeć obraz. Na swój skromny
sposób
chciałbym osiągnąć właśnie taki efekt.
[Koniec monologu i kawałek teledysku Hibernaculum (dziwne tylko, że w tle
słychać
Let There Be Light ..... pewnie komuś się popierdzieliło)]
Mike: Nagrałem 17 albumów. Zafascynowała mnie idea pracy nad obrazem a
zwłaszcza tworzenia obiektów o trójwymiarowej przestrzeni. Postaram się to
wyjaśnić.
Gdybym miał stworzyć wizerunek swojej dłoni, nie byłby to płaski obrazek. Mogę
ją
odwrócić, obejrzeć z drugiej strony. Mogę przyjrześ się jej na zbliżeniu moge
nawet
przebierać palcami. Tak więc trójwymiarowy model wygląda jak żywy organizm.
To wszystko jest naprawdę pasjonujące.
[I teraz Hibernaculum tak jak być powinno czyli obraz i muzyka z tej samej parafii]
Mike: ródła mojej inspiracji nie zmieniły się od czasów gdy zaczynałem
komponować muzykę. Mogę je opisać jedynie w ten sposób, że kiedy
piszę utwór muzyczny i widzę efekty swojej pracy, ogarnia mnie niewysłowione
uniesienie. Czuję się połączony z jakimś źródłem energii twórczej, które jest
znacznie większe i potężniejsze od wszystkiego co istnieje na tym świecie.
Jeśli wolicie mógłbym to nawet nazwać przeżyciem religijnym. Nie zdarza mi
się to zbyt często. Przeżywam ten stan zaledwie przez kilka z tysiąca godzin
poświęconych na pracę nad każdym z albumów. A jednak te chwile intensywnego
twórczego uniesienia rekompensują cały wysiłek związany z nagraniem płyty.
Pod tym względem od roku 1972 i trzeciego nic się nie zmieniło.
[I znowu Hibernaculum ...... kawałek oczywiście]
Mike: Ha, ha, ha, sama muzyka straciła dla mnie sporo ze swej atrakcyjności.
Rozwinąłem w sobie potrzebę oglądania obrazów towarzyszących muzyce.
Nie mogę już słuchać radia ponieważ czegoś mi w nim brakuje. Uwazam to za
krok ku przysłości. Nie chodzi tylko o muzykę rockową lecz o działalność
twórczą człowieka w ogólniejszym znaczeniu. Myśle, że jeśli dzieło sztuki
będzie oddziaływało na więcej niż jeden ze zmysłów nie tylko oczy lecz i
uszy odbiorcy to jego przeżycia emocjonalne ulegną dwukrotnemu wzmocnieniu.
Jeśli więc spytacie mnie o moje preferencje muzyczne odpowiem, że obecnie
nie słucham nieczego, czemu nie towarzyszą obrazy.
[I znowu Sentinel...]
Mike: W dzisiejszych czasach rozwinął się silny ruch na rzecz lepszej
komunikacji między ludźmi. Rozumiem przez to terapię, doradztwo,
umożliwienie dzieciom swobodnej rozmowy z ich rodzicami. Starsze
pokolenie, do którego należy mój ojciec ukształtowała wojna. Stad jego
problemy z komunikacją. Dzięki Bogu dziś nie mamy zbyt wielu wojen
dlatego też dzieci potrafią się lepiej porozumiewać ze swymi rodzicami,
a ponadto ludziom nie brak odwagi by wstać i oświadczyć - mam problemy.
Problemy psychologiczne. Nie byłem kochany w dzieciństwie. Mój tata
używał przemocy, matka była alkoholiczką i tym podobne. Oznacza to,
że będziemy mogli pozostawić za sobą te wszystkie problemy i uwolnić od
nich nasza twórczość. W tak wielu utworach muzycznych słyszymy:
życie mi zbrzydło, nikt mnie nie kocha, to wszystko moja wina, nie
mogę nic zrobić. To się zmieni. Stoimy właśnie u progu tej zmiany.
Mam nadzieję, że za 20 lub 30 lat staniemy się szczęśliwsi,
bardziej twórczy, bardziej rozluźnieni i wówczas naprawde będziemy
w stanie rozszeżyć granice sztuki. Jej głównym tematem przestanie
być cierpienie.
[Hibernaculum ciąg dalszy...]
Mike: Uważam się za małego człowieczka. Aby móc tworzyć tę skoplikowaną
monumentalną muzykę muszę uzyskać skądś pomoc i siłę. Podczas
pracy czuję się zwiazany z inną istotą, może jest to zbiorowa ludzka
świadomość może Bóg, a może mój spaniel, który siedzi w kącie i jest
zakonspirowanym obcym z planety Zarcon. Nie mam pojęcia. Wiem jednak,
że nie radzę sobie o własnych siłach. Muszę wprawić się w ten ....... nie wiem
jak to ująć, być może niektórzy nazwali by to transem. Mogę wówczas wziąć
dwie nuty ding, dong i powstaje z nich coś fantastycznego. Rzecz jasna nie
zdarza się to często. Nagrałem już tyle utworów, że zdąrzyłem się do tego
przyzwyczaić. Miewam okresy, kiedy nic nie przychodzi do głowy, ale wiem, że
jeśli będę nad tym dalej pracował, natchnienie w końcu do mnie wróci.
[I na koniec cd Sentinela... napisy, za udział wzięli itd....]