Aby nieco zdyskontować nikły sukces
QE2, Mike zaczął sporo koncertować po całej
Europie. Tournee objęło m.in. Niemcy, Szwecję, Belgię, Holandię, Grecję oraz Austrię. Któregoś dnia razem z zespołem
wpadł na pomysł, żeby polecieć do Hiszpanii: "wynajęliśmy samolot i wzięliśmy kurs na Barcelonę. Wszystko było dobrze,
dopóki nad Pirenejami pogoda nie zaczęła się psuć. Wpadliśmy w burzę (...). Myślałem, że to koniec". Te podniebne
przygody i otarcie się o śmierć posłużyły za podstawę do kolejnego albumu. Wydany
w marcu 1982 roku
Five Miles Out nieoczekiwanie stał się największym sukcesem
komercyjnym od czasu
Ommadawn
(siódme miejsce na listach).
Była to kolejna płyta zrobiona metodą pół-na-pół: najdłuższą kompozycją jest
Taurus II,
dużo ciekawsza wersja swojego poprzednika, dowód talentu Oldfielda, który z prostej muzyki potrafił za pomocą zmian
nastroju i dynamiki stworzyć coś bardzo interesującego. Utwór ma w sobie fragmenty zarówno mocno rockowe
(ostre riffy, szybkie solówki) jak i folkowe (piękne brzmienie dud) a czasem pojawia się charakterystyczny dla tej
płyty delikatny, "pozytywkowy" akompaniament. Nie zabrakło również pięknego śpiewu Maggie Reilly (
The Deep Deep Sound).
Family Man to zwykła, ale ekspresyjnie zaśpiewana przez Reilly piosenka.
Orabidoo jest już dłuższą kompozycją, Mike raczy nas tam swym zniekształconym
głosem (w pewnym momencie w tle pojawia się też cytat z filmu Alfreda Hitchcocka) aby za chwilę zagrać wariacje
motywu z
Taurusa II na rozmaitych instrumentach klawiszowych i poprzez gitarowe zawodzenie przejść do
niezwykle lirycznego finału, gdzie na tle akustycznej gitary znów słyszymy śpiew etatowej wokalistki Oldfielda.
Następnie czas na popis Carla Palmera, perkusisty ELP w utworze
Mount Teidi. Na koniec jedna
z najostrzejszych i najbardziej udanych piosenek Oldfielda, tytułowa
Five Miles Out;
ciekawostką jest, że wszystkie partie wokalne (oprócz kobiecej) należą do samego Mike'a. Energiczna opowieść
o przeżyciach w samolocie, z cytatami komunikatów pilota, mistrzowską aranżacją, dźwiękami dud. W ogóle na całej
płycie zwraca uwagę staranna aranżacja oraz bardzo dopracowane, nieraz karkołomne partie perkusyjne we wszystkich
utworach.