Jak można najmniejszym nakładem sił i środków nagrać album, a jednocześnie dać
w kość wytwórni, która nie doceniała cię przez ostatnie dwadzieścia lat? Odpowiedź na to pytanie mogli znaleźć ci,
którzy sięgnęli po ostatnią płytę Oldfielda nagraną dla Virgin:
Heaven's Open. Była to bowiem pańszczyzna,
którą Mike odpracować musiał, żeby zająć się na spokojnie pracą nad drugą edycją
Dzwonów Rurowych, a jako że
nasz bohater chałturzyć nie lubi, zrobił to w dość osobliwym stylu.
Po pierwsze
ustalił koncept płyty: wiedział, że nie będzie to materiał najwyższego lotu, więc nie chciał aby kojarzono go z
wcześniejszymi dokonaniami. Nie zaprosił do nagrania żadnego szanującego się wokalisty, lecz sam wyśpiewał
wszystkie piosenki (a śpiewak z Mike'a chyba mniej niż przeciętny). Styl muzyki również nie kojarzy się razu z
Oldfieldem: więcej niż zazwyczaj jest tu komputerów, aranżacje są mniej charakterystyczne i niewiele można
znaleźć tam znaku firmowego artysty, czyli gitary. A do tego ten urzekający głos... Celowo nie brzmi to jak
"stuprocentowy" Mike. Poza tym album jest sygnowany Michael Oldfield (jakby dla zmylenia nabywców). Nawet Tom Newman
podpisał się jako "Thom" Newman... Trzeba jednak zauważyć, że rodzina i najbliżsi przyjaciele zawsze zwracają się do
Oldfielda nie "Mike" a właśnie "Michael" i ten fakt wiązać należy z tekstami piosenek, które traktują o tematach
osobistych muzyka, a do tego opowiada on wszystko własnym głosem...
Płytę otwiera więc
Make Make, żartobliwy utwór, w którym
Mike nawiązuje do tego, iż Virgin zależy tylko na robieniu pieniędzy, nie liczy się dla nich nic innego
("to nie miejsce na szczytne ideały"). W tekście pojawia się nawet nazwa wytwórni. Następnie czas na zaśpiewaną
ze sporym uczuciem smutną, trwającą aż sześć minut, balladę
No Dream, którą można
odczytać jako opis uczuć zagubionego artysty zmuszanego do robienia czegoś wbrew sobie ("twarz w oknie / czy ten ktoś
może być mną ?...") i pozbawionego marzeń.
Mr. Shame to piosenka skierowana do
Richarda Bransona, gdzie znowu Oldfield wytyka mu chciwość, zaś w
Gimme Back,
zagranym w rytmie reggae, przedstawia znów swą godną pożałowania sytuację ("oddajcie mi moją duszę, marzenia,
twarz, prawo wyboru / jestem niekompletny..."). Ostatnia piosenka to przebojowy tytułowy singiel, zagrany już nieco
bardziej w stylu Mike'a. Zwykła, ale żywiołowo wykonana piosenka, do której nakręcono niegdyś nawet teledysk...
Płytę zamyka prawie dwudziestominutowa suita
Music From the Balcony, Dość chaotyczny utwór z kilkoma chwytliwymi
motywami i całym spektrum efektów komputerowych.